niedziela, 15 stycznia 2017

Rozdział 54

Nadszedł ten dzień kiedy po dłuższej przerwie trzeba powrócić do szkolnej ławki i książek. - Ehh nienawidzę tego miejsca. - skomentowałam do siebie, jednak mój tata który mnie odwiózł usłyszał to – nikt chyba nie lubi tego miejsca. - Zaśmiał się. Tak mój tata zaczął ze mną rozmawiać, przynajmniej próbował jednak ja nie miałam na to ochoty. - Tsaaaa, nieważne, ide pa. - Odezwałam się i wyszłam. Po drodze spotkałam Broke. - Hej, jak tam kochana? - Przytuliła mnie opiekuńczo. - Super. - powiedziałam sarkastycznie podnosząc kciuka do góry. - Ehh wiem że jest ciężko. Ale może w szkole jakoś się odciągniesz od problemów. - Próbowała mnie pocieszyć podczas kiedy szłyśmy w stronę szkoły.
Jednak w pewnym momencie serce zaczęło mi walić, mój oddech spowolniał a w żołądku czułam stado motyli. Zobaczyłam Justina siedzącego razem z kolegami jak zwykle pod szkołą. Nasze spojrzenia się spotkały, jego kąciki ust poszły w górę i teraz miał miene jakby chciał mnie pocieszyć. Jednak ja nie byłam w stanie okazać nawet najmniejszej radości, bo nie miałam do tego powodu.

W szkole każda lekcja mijała a ja nie miałam ochoty nawet na słuchanie nauczycieli. Byłam nie obecna i myślami wracałam to do Filipa, to do Justina i nie wiedziałam czemu w jednym momencie życie może tak bardzo się zmienić.

Po szkole oczywiście przyjechał po mnie tata –
nagle ma czas na odwiezienie i odebranie swojej córki ze szkoły....- Jechaliśmy w ciszy, jednak została ona przerwana przez pytanie – Jak w szkole? - Tata próbował być miły, ale ja nie miałam ochoty na rozmowę. - beznadziejnie, ale pewnie o tym wiesz... - skomentowałam i patrzyłam się na rozmazany krajobraz za oknem. - Oj no daj spoko jakoś do czasu jak nie znałaś tego chłopaka to aż tak beznadziejnie nie bywało w szkole a teraz nagle tak jest? Nie zachowuj się jak dziecko. - No i moje ciśnienie znowu podskoczyło. - Tato nie mam ochoty z tobą rozmawiać, jak jeszcze tego nie zauważyłeś to oznajmiam Ci to w tym momencie. Nie chce mi się z tobą rozmawiać bo odebrałeś mi całe obecne szczęście i nie mam zamiaru być nawet dla ciebie miła bo ty na to nie zasłużyłeś. Koniec, dziękuję, skończyłam. - Widziałam że tacie się to nie spodobało i to bardzo bo zatrzymał się koło chodnika – skoro nie masz ochoty ze mną rozmawiać, to wysiadaj z auta i na nogach wracaj do domu, nie mam zamiaru z tobą nadąsaną za moją opiekuńczość jechać w aucie. Nie i koniec. Skończyłem do zobaczenia w domu. - nie przedłużając tej fantastycznej rozmowy wyszłam, trzaskając drzwiami. Tata odjechał, a ja szłam przez zasypane śniegiem ulice Nowego Jorku. Nie było zbyt ciepło, włożyłam ręce do kieszeni płaszcza i nie rozglądając się za wiele zmierzałam w kierunku mojego domu.
Po około 15 minutach drogi śnieg padał coraz bardziej aż w końcu mało było widać. Wiatr wiał niesamowicie mocno, przez co śnieg uderzał w moje zmarznięte policzki. Nagle jedno z przejeżdżających obok mnie aut zwolniło i jechało powoli kiedy nagle usłyszałam – Co ty tu robisz w taką pogodę?! - Odwróciłam wzrok i zobaczyłam Justia. Spojrzałam na niego i z przymrużonymi oczami starając się aby śnieg nie wpadł mi do oka, i odpowiedziałam – Pokłóciłam się z tatą i kazał mi wyjść z auta i wracać na nogach. Wysiadłam i tak oto jestem tutaj wyglądająca jak jakiś bałwan... tylko marchewki mi brakuje. - Powiedziałam sarkastycznie. - Wsiadaj podwiozę Cię do domu. - Zaoferował i zanim zdążyłam mu odmówić usłyszałam – Spokojnie o tym to się chyba nie dowiedzą, bo niby skąd? - pokiwałam głową i weszłam do środka... nie wiedziałam jak mam się zachować. - Justin ja... - nie zdążyłam dokończyć kiedy to on zaparkował auto – co ty robisz mieliśmy jechać do domu ? - nie odpowiedział tylko mocno mnie przytulił i po chwili pocałował, oczywiście nie zaprzeczałam tylko pozwoliłam mu na pogłębienie pocałunku. Kiedy się od siebie odsunęliśmy spojrzałam na niego i ponownie mocno go przytuliłam. - Tak bardzo za tobą tęsknie Justin... nie chcę tego wszystkiego! Oni nie mogą nam zabronić się spotykać! Ja na to nie pozwolę! Potrzebuję ciebie w moim życiu! - Łzy ponownie napłynęły mi do oczu. Nie mogłam powiedzieć nic więcej, cały czas tylko myślami wracam do tych fantastycznych momentów z Justinem. - Kochanie wiem, jest ciężko ale pamiętaj po każdym deszczu kiedyś wychodzi tęcza. Tak też będzie z nami, rozumiesz? Nie zostawię tak tego. Porozmawiam z twoją mamą, bo coś mi się wydaję że ją będzie łatwiej namówić na nasz związek. Może nie pójdzie aż tak łatwo jak byśmy oboje tego chcieli ale wiem że na pewno w końcu nam pozwoli i pomoże przekonać twojego tatę. - Po tych słowach zrobiło mi się lepiej, jednak wiem jacy są moi rodzice. - Wątpię, ale próbuj. Nie mamy nic do stracenia. - Wzruszyłam ramionami ze smutkiem. Justin westchnął i objął mnie opiekuńczo. - Powiedz mi jak ma się Filip? - Starał się zmienić temat, tak żebym nie myślała o rodzicach. - Dalej jest w śpiączce ale z tego co lekarze mówią to jest lepiej i jego wyniki badań to potwierdzają. Mam nadzieję że do mnie wróci bo bez niego jest mi ciężej. - Oderwałam się od niego – Justin ja tam z nimi nie mogę już wytrzymać, mama udaje miłą, a mimo wszystko jest tak samo twarda jak tata z tym że on jest niemiły i wredny. Ja tam czuję się okropnie.
- Wiem kochanie, ale Ty potrafisz być twarda! - zaśmiał się – przypomnij sobie jak było z nami dopóki nie byliśmy razem. - Pokiwałam głową przyznając mu racje.
- To co? Jedziemy do domu? - zapytał odpalając auto i włączając się do ruchu. - Powiem rodzicom że przyjechałam autobusem. Jednak w pewnej chwili zadzwonił mi telefon i to była mama, westchnęłam i odrzuciłam połączenie. - Wiesz że tym tylko utrudniasz całą sytuacje? - Justin skomentował moje zachowanie względem przychodzącego połączenia od mamy. - Justin wiem, i próbuje sobie to tłumaczyć ale jak tylko ich widzę to ciśnienie mi rośnie i agresja się pojawia na mojej twarzy i w zachowaniu. - Zaśmiał się. - Bojowa Natalia. Lubię to! - Oboje zaczęliśmy się śmiać, tego mi właśnie brakuje.
Kiedy weszłam do domu, od razu przywitała mnie moja mała siostra – Cześć Natalia! Filip się obudził i właśnie do niego jedziemy! - Krzyknęła zakładając buty. - Jak to? Mamo, to prawda? - Mama przytaknęła głową, zakładając swój czarny płaszcz i kremowy szalik – Tak, przebierz się w suche rzeczy i chodź do samochodu. - Odparłam i pobiegłam szybko na górę. Wyciągnęłam pierwsze lepsze spodnie i bluzkę z krótkim rękawem i bordową bluzę Justina, która została spakowana podczas szybkiego zbierania ciuchów z domku Broke. Spięłam włosy w niechlujnego koka i pobiegłam na dół założyć buty i kurtkę.

Podczas podróży autem mama cały czas coś mówiła o Filipie, Carly opowiadała mi o rysunkach które dla niego zrobiła – A ten powieszę mu przy tym dziwnym urządzeniu co cały czas pika, żeby było mu weselej. - Uśmiechnęłam się do małej i powiedziałam że to świetny pomysł – Na pewno spodoba mu się ten rysunek.
- Jesteśmy – powiedział tata, gasząc auto. Pomogłam Carly odpiąć pasy, po czym wyszliśmy z auta i udaliśmy się w pośpiechu do sali gdzie leżał Filip. Te korytarze wydawały się być niekończącym się labiryntem, akurat w tej sytuacji. Kiedy w końcu doszliśmy na miejsce i zobaczyliśmy Filipa z otwartymi oczami, rozmawiającego z lekarzem. Razem z mamą wpadłyśmy do sali i obie rzuciłyśmy się na niego a raczej krzesła obok jego łóżka – Bożę Filip! - Moja mama westchnęła – Kochanie jak my się o ciebie baliśmy! - Dokończyła swoje zdanie, biorąc jego dłoń w swoją dłoń. - Głupi jesteś! - Westchnęłam, a on spojrzał na mnie i się uśmiechnął. Widać było po nim że jest wykończony i nie czuje się jeszcze dobrze. Oczy jego były podkrążone i małe, oddech samodzielny ale nie równy. Mimo wszystko cieszyłam się że do nas wrócił. Miałam znowu nadzieję, że wszystko zacznie się układać. - Czy mogę państwa prosić do mojego gabinetu? - Zapytał lekarz. Rodzice przytaknęli i pozostawiając swoje rzeczy na sofie obok łóżka mojego brata wyszli za nim, cieszyłam się że będę miała chwile samotności z nim. To znaczy została z nami Carly, ale ona jest nie groźna i nie przeszkadzała mi ani trochę. - Nawet nie wiesz jak bardzo się o Ciebie martwiłam! - Powiedziałam patrząc na niego – Przepraszam. - Wyszeptał. Jego głos był cichy i można było bez problemu zauważyć to że nie miał siły rozmawiać – Cicho! Nie masz za co przepraszać. Lepiej nie mów już nic. Odpoczywaj i wracaj do sił! Bo potrzebujemy ciebie i to bardzo. Chce żebyś już mógł wrócić do domu i znowu się ze mną kłócić i wygłupiać. - Zaczął się lekko śmiać, po czym zakaszlał. Uznałam to za moment kiedy muszę przestać już mówić i kazać mu odpoczywać. - Lepiej postaraj się zasnąć, Carly przyniosła Ci rysunki i chce jeden powiesić więc jak się już obudzisz będziesz miał cząstkę domu obok siebie na tej gównianej aparaturze. - Uśmiechnął się, obrócił głowę i zamknął oczy. Po około 15 minutach przyszli rodzice – Wróciliśmy. Ooo widzę że zasnął mój synek. - Mama podeszła i poprawiła mu kołdrę. Ah ta matczyna opieka, zawsze i wszędzie o każdej porze dnia i nocy. Posiedzieliśmy jeszcze tak chwilę, po czym tata powiedział żebyśmy wracali do domu, a on jeszcze chwile posiedzi i potem zamówi taksówkę i przyjedzie do domu. Wszystkie pokiwałyśmy głowami i wyszłyśmy z sali, udając się na parking, gdzie zostawiliśmy auto. - Pojedziemy jeszcze na zakupy, bo nie mamy nic na jutro na obiad. - Powiedziała mama odpalając samochód.

Justin

Cholera to jest chora sytuacja. To wszystko nie powinno się dziać, a jednak. Kiedy Natalia wyszła z mojego samochodu, postanowiłem pojechać na Bronx, bo dzwonili że chcą towar. Miałem czas aby myśleć o całej tej sytuacji kiedy jechałem przez miasto do tej zasranej dzielnicy, pełnej ćpunów, alkoholików i innych popieprzonych typów. Co prawda dzięki ich uzależnieniu mogę zarabiać kasę. To znaczy wiem że to nie jest prawdziwa robota i powinienem poszukać czegoś hmm... zgodnego z prawem, ale to nie jest takie łatwe. Bo jeśli już weszło się w to chore środowisko to już nie tak łatwo się z niego wycofać. Ludzie dalej dzwonią, policja podejrzewa, Anthony nie pozwoli mi odejść od tak. Na pewno utrudniałby to i komuś mogło by się coś stać.
Kiedy dojechałem na miejsce ludzie już czekali, ale nie mogłem pozwolić żeby to zbiorowisko narkomanów mnie zdemaskowało, więc napisałem smsa do jednego z nich z innym adresem i że każdy ma przychodzić pojedynczo i jak zobaczę kogoś podejrzanego to nie zobaczą mnie ani nikogo ode mnie z towarem przez najbliższy miesiąc. Tak też więc zrobili. Każdy posłusznie przychodził, wybierał towar, płacił i odchodził. Zeszło mi z tym do około godziny 19. Na zewnątrz zrobiło się o wiele zimniej i było totalnie ciemno. Odpaliłem samochód i wyjechałem na ulice Nowego Jorku. Nagle zadzwonił mi telefon. Odebrałem – Tak? - Nie wiedziałem kto dzwoni, bo nie spojrzałem na wyświetlacz. - No witaj. - Kobiecy głos wydobył się ze słuchawki. - Czego chcesz Kayla? - Ta dziewczyna nie odpuści tak szybko. - Mam wolny wieczór, wpadnij do mnie, a zapewniam cię że nie pożałujesz. - Jej uwodzicielski głos zabrzmiał w mojej głowie, ale nie mogłem dać się sprowokować. - Daj mi spokój, powiedziałem ci już że więcej się nie spotkamy. Czego tutaj nie rozumiesz? - Zadałem pytanie stanowczo, żeby wiedziała że nie mam ochoty na jej gierki. - Ojjj ktoś tu jest zdenerwowany. - Kontynuowała. - Wiem jak ci pomóc więc, nie gadaj już tylko przyjedź. Na pewno zrobię Ci lepiej niż ta nowa laska. - Kiedy to zdanie wyszło z jej ust, bardzo się zdziwiłem. - Skąd Ty... - Nie dała mi dokończyć. - Oj proszę cię, nie jestem głupia i wiem że tu chodzi o jakąś inną dziewczynę. Daj sobie spokój z nią... na pewno nie jest tak dobra jak ja. - Cholera czemu ona zawsze wie kiedy zadzwonić i jak spowodować mętlik w mojej głowie. No faktycznie potrafi wiele ciekawych rzeczy w łóżku, a Natalia przez to że z nikim nie spała to niewiele wie na ten temat. Jednakże nie mogę dać się sprowokować. Kocham Natalię i z pewnością za jakiś czas będzie potrafiła o wiele więcej niż Kayla – Wiesz co? Spadaj, nie potrzebuję cię już. Mam kogoś kto idealnie odpowiada mi w łóżku więc zostaw mnie. - Rozłączyłem się i zaparkowałem auto, bo akurat podjechałem pod mój blok.
- No nareszcie Justin! Gdzie ty się podziewałeś? - Zapytała moja mama, wychodząc z kuchni. - Przepraszam musiałem coś załatwić. - Zdjąłem buty i poszedłem do lodówki aby wyciągnąć sok. - Jak tam sytuacja z Natalią? - Zapytała, a ja westchnąłem ciężko. - bez zmian. Nie wiem jak to naprawić. Myślałem żeby spotkać się z jej mamą i porozmawiać, jakoś ją przekonać, ale powiedzmy sobie szczerze ona mnie nie polubi. - Opuściłem głowę, bo już w tej całęj sytuacji jestem bezsilny. - Obiecałem Natalii, że jakoś to załatwię, że jeszcze będziemy mogli być ze sobą. - Wziąłem łyk soku i usiadłem przy oknie. - Justin – Mama podeszła do mnie i siadając na krześle obok spojrzała na mnie – Czasami nie mamy wpływu na drugiego człowieka, ale jako matka mogę powiedzieć ci, że jak bym widziała że jakiś chłopak naprawdę stara się o moją córkę to w końcu bym zmiękła. Do celu trzeba uparcie dążyć i nie przejmować się potknięciami i przeciwnościami losu. - Moja mama jest wspaniałą. Zawsze wie co powiedzieć. - Kocham cię. - Przytuliłem ją mocno. - Tak zrobię. Dziękuję ci za pomoc. - mama uśmiechnęła się do mnie, po czym wstała i poszła dalej coś gotować. - Co dobrego robisz? - Zapytałem, chowając sok pomarańczowy do lodówki. - Sernik, bo Jazmyn poprosiłą mnie żebym zrobiła, bo ma ochotę. - Tak, ona jest aniołem w ludzkiej skórze. Najlepsza mama na świecie.
Po około 10 minutach poszedłem do siebie do pokoju, otworzyłem laptopa i wpadłem na pewien pomysł co do sprawy mojego ,,celu”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz