niedziela, 6 października 2013

Rozdział 11

Sobota...Ehh...która godzina? 12. Czas wstac .Przebrałam się w dresy i zeszłam do kuchni.
- Witaj, o 14 jedziemy na obiad i na zakupy. - Moja mama uśmiechała się bardziej niż zwykle.
- Jakie zakupy? - zapytałam, się bo moja ciakawośc jest ogromna.
- Ja i twoja mama omówiliśmy parę spraw i doszliśmy do wniosku, że jest ci potrzebny samochód. - powiedział tata.
- Rany naprawdę?! Jesteście kooochani! - zaczęłam skakac i podeszłam najpierw do mamy i mocną ja przytuliłam, a potem do taty. Nareszcie doczekałam się tego momentu.
- No i takiej reakcji oczekiwaliśmy. - Uśmiechnął się tata.
- A jakie auto? - zapytałam zaciekawiona.
- No nie wiem, może Range Rovera? Wiem, że my już mamy, ale chcemy żebyś ty miała swój samochód.
- Super!! Ale czarnego chce! - Powiedziałam z radością.
- Boże czemu ona się tak drze? - przyszedł do kuchni zaspany jeszcze Fillip.
- Dostanę samochód! - oznajmiłam mu.
- Suuper – odezwał się z irytacją.
- Boże jesteś taki sztywny, jedziesz z nami, pomóc mi wybrac? - Musiałam go jakoś nakręcic, żeby z nami jechał, pomimo tego, że wiem dokładnie jaki chce samochód.
- Taa, moge jechac.
- Super!

~*~
- Dobrze to weźmiemy tego czarnego Range Rovera. - Powiedział mój tata do sprzedawcy, który pomagał nam w doborze samochodu.
- Dobrze, to zapraszam ze mną żeby załatwic wszystkie formalności.

W domu podziękowałam im jeszcze raz, była godzina 19 więc, postanowiłam że posłucham muzyki. Jak zwykle to bywa położyłam się plackiem na łóżku i włączyłam muzykę z telefonu. Piosenki szły po kolei aż w końcu doszło do mojej ulubionej, którą często słuchałam jak było mi ciężko ''You can take everythink i am, you can break everythink i am. Like I made of glass, like I made of paper. Go on and try to tear me down, I will be rising from the groud....''
Uwielbiam ta piosenkę, no i bardzo mi pomogła swojego czasu.

~*~
Poniedziałek...ehh trzeba iśc do szkoły po prostu fantastycznie. Wstałam, umyłam się i ubrałam krótkie żółte spodenki i niebieski top i do tego niebieskie trampki. Kocham trampki! Zeszłam na dół z plecakiem i przywitałam się ze wszystkimi – Dzień dobry! - Powiedziałam z wielkim uśmiechem, bo dziś jest ten wspaniały dzień, kiedy to mogę jechac swoim nowym autkiem do szkoły!
- Dzień dobry słonko, wyspałaś się? - Odpowiedziała mi mama, już w pełni gotowa do wyjścia. Miała zieloną, prostą spódnicę do kolan i czarną koszulę, a do tego czarne szpilki.
- Tak, wyspałam się.
- Odwieziesz dziś Carly do szkoły dobrze? - powiedział tata.
- Nie ma sprawy. - uśmiechnęłam się do nich, po czym wzięłam przygotowanego tosta i usiadłam obok Fillipa.
- No to co? Skończyło się moje odwożenie Was do szkoły... - spojrzał na mnie mój kochany braciszek.
- No, będziesz musiał to jakoś przeżyc.
- Nie wiem jak to zrobię ale dam radę – i oboje wybuchnęliśmy śmichem.
- Dobra Carly gotowa do wyjścia? - Wstałam od stołu.
- Tak. - powiedziała kierując się do wyjścia.
- No to pa wszystkim, do zobaczenia wieczorem. - Wyszłyśmy i pokierowałyśmy się w stronę mojego nowego autka.
Odwiozłam Carly, a potem pojechałam do siebie do szkoły. Kiedy podjechałam, Justin i jego koledzy stali przy jego aucie i z tego co widziałam palili. Boże to jest obrzydliwe. Zaparkowałam i wyszłam z auta. Podszedł do mnie oczywiście kto? Justin.
- Cześc – odezwał się.
- Ymm no cześc.
- To twoje auto?
- Tak, a co?
- Fajne.
- Ymm dzięki.
- Coś ty taka? Nawet w piątek byłaś bardziej rozmowna.
- No bo nie przywykłam, że rozmawiasz ze mną normalnie przy swoich kolegach... - powiedziała do niego.
- A no tak, powiedziałem, że ide zagadac o samochód, a no i ciuchy przywiozę ci dziś wieczorem może być?
- Tak, pewnie.
- Dobra a możesz coś dla mnie zrobic? - Yyyy że co? Ja? Dla niego? Zabawny jest...
- Co chcesz? - wywróciłam oczami.
- No wł o to.. możemy zakończyc to udawaną kłótnią?
- Yyy tak, jasne – powiedziałam a potem zaczęłam – Boże Bieber ty jesteś taki tępy! Nie zbliżaj się do mnie ani do mojego auta!! - Uśmiechnął się do mnie i bezgłośnie powiedział ''dziękuję'' – Odwróciłam się i powiedziałam jeszcze – Idiota!
- Tak, jasne, idź! Suka! - Dobra tym przegiął...
- Coś ty powiedział? - Zawróciłam i to już nie było udawane.
- Suka, co nie słyszałaś?! - Uśmiechnął się do mnie.
- Wiesz co? Jednak jesteś większym chujem niż myślałam Bieber! - Powiedziałam mu to prosto w twarz.
- Uważaj sobie z tym słownictwem!
- Bo co? Mały Justinek się popłacze? Chuj i tyle! Skończyłam! - Odwróciłam się i poszłam.
Na biologii okazało się że nasza koleżanka z klasy się przeprowadza. „ Jakaż szkoda'' – czujecie ten sarkazm? I to akurat ta co była w parze z Bieberem.
- Tak też więc z powodu Amandy, Bella musisz wejśc na jej miejsce i być w parze z... - pan Colman zaczął szukac – z Panem Bieberem.
Moje oczy się rozszerzyły bo zapomniałam, że Amanda z nim pracuje. Spojrzałam na Belle, była uradowana, ale nie chciała dac po sobie tego poznac ale jej nie wychodziło, Broke tylko spojrzała na nią wymownym wzrokiem, ale ta najwidoczniej miała to gdzieś.
- Dobra jak się nie uspokoi to podejdę do niej i zerwę jej uśmieszek z twarzy – powiedziałam do Broke.
- Wyluzuj, niech się cieszy, najwyżej potem będzie płakała. Ty raz się poparzyłaś i oprócz tych urodzin to nie zbliżałaś się do niego.
- Emm...no właśnie miałam ci mówic... - mój wyraz twarzy jednoznacznie wskazywał na to, że nie spodoba jej się to co chce jej powiedziec.
- O Boże....nie mów że jest coś jeszcze...
- No jak by co to... - i w tym momencie przerwał nam pan Colman – Przepraszam panie, czy może chciały byście powiedziec wszystkim o czym rozmawiacie?
- Emmm nie, to nie jest konieczne. - powiedziała Broke.
- Dobrze zatem proszę was o spokój na mojej lekcji.
- Przepraszamy.
Na przerwie Broke zaciągnęła mnie na ustronne miejsce i opowiedziałam jej całą sytuację z piątku.
- No i jak się obudziłam zobaczyłam tą karteczkę od niego, patrz. - Pokazałam jej tą kartkę.
- O rany! Ten koleś ewidentnie coś do ciebie ma! I albo to jest...
- Nie! Broke, nie wracaj do tego...Ja mu nie ufam, dlatego nie mówie mu nic o sobie i panuje nad sytuacją. - przerwałam jej.
- Tak, jasne, żebyś tylko nie panowała tak jak rok temu... - powiedziała.
- Ej...spokojnie. - Lekko się wkurzyłam.
- Dobrze przepraszam.

Był wieczór i odrabiałam lekcje, nagle zadzwonił mi telefon.
- Halo? - nie spojrzałam na to kto dzwoni.
- Otwórz okno.
- Co?
- Otwórz okno, proszę. - To był Justin.
- Czego chcesz?
- Oddac ci rzeczy z piątku. - podeszłam do okna i otworzyłam je. Justin chciał wejśc – Ej gdzie ty się pakujesz? Zapraszał cię ktoś do środka?
- Woow co ci się stało? Jeszcze dziś rano było spoko.
- Nie Justin nie było spoko, od roku nie jest spoko, więc oddaj mi łaskawie rzeczy i spadaj, bo nie mam ochoty na ciebie patrzec.
- O co ci chodzi? Aaa wiem... jesteś zła o tą sukę? Ja tylko żartowałem.
- Ale to nie była żart na miejscu.
- Boże ja jakoś o tego chuja się nie wkurzyłem, bo myślałem, że to jest na żarty ale teraz widzę, że jednak to było szczere.
- No brawo inteligencie! - Podał mi rzeczy – A teraz możesz już iśc. - Odszedł.
Wróciłam do lekcji. Nagle zaczął dzwonic mi telefon. - Boże, co ja ci mówiłam? Zostaw mnie!
- Yy Natalia? - Głos po drugiej stronie się odezwał.
- Luke?
- Tak, coś się stało? Zapytał zmartwiony.
- Emm mała kłótnia, nic więcej, czemu dzwonisz? - starałam się zmienic temat.
- Chce zapytac się czy możemy się jutro spotkac w sprawie tego projektu? Bo dostałem dziś od pana Colmana kartkę z rzeczami które mamy opisac i opracowac.
- tak, jasne, możemy iśc do biblioteki po szkole.
- Dobrze, to do jutra.
- No pa.
Po zakończonej rozmowie nie miałam ochoty już na nic poszłam więc zjeśc kolacje, potem się umyłam i położyłam spac.

Justin

Kurde co jej się stało... No może faktycznie przegiąłem, ale to nie moja wina, że ona jest taka sztywna. Po oddaniu jej rzeczy pojechałem do fabryki, po towar, którzy miał nam dac Antonio oraz po moją wypłatę. Po drodze zgarnąłem Ryana – Siema.
- No siema, jak tam poszło z... - Zaczął rozmowę, ale ja mu przeszkodziłem.
- Chujowo, to chciałeś usłyszec?
- Woow stary ale dlaczego? Co się stało?
- No bo ta nasza dzisiejsza kłótnia to ona nie załapała ze to na jaja w całości było i wkurwiła się o tą sukę.
- No bo faktycznie trochę z tym przegiąłeś, nie żebym był specem od dziewczyn i ich uczuc ale... no one chyba nie lubią być tak nazywane. - Powiedział Ryan.
- Dobra, zajmijmy się tymi jebanymi interesami. - Skupiłem się na drodze.
Jechaliśmy w ciszy. Kiedy byliśmy już na miejscu zgasiłem auto i weszliśmy do środka fabryki. Antonio i reszta chłopaków już czekali.
- Co z wami? Wiecie, że nie lubię jak się spóźniacie. - Powiedział Antoni.
- Tak, tak. Daj ten towar i ja się zmywam.
- A coś ty taki ciotowaty dziś? - Antonio zaczął mnie drażnic.
- Odpuśc Kurwa!
- Ej, ej bez takich tekstów do mnie! - Teraz i on był wkurwiony, ale jakoś mnie to nie obchodziło.
- Rany Antonio zluzuj majty daj towar i kase.
- Najpierw to wy dajcie to co uzbieraliście.
Podaliśmy mu nasze dochody, a on dał nam naszą kasę i towar. Oczywiście ja musiałem sprawdzic czy dobrą torbę dostałem, bo nigdy nic nie wiadomo. Kiedy wszystko się zgadzało, pojechałem razem z Ryanem do niego do domu żeby go odwieźc, a potem sam pojechałem do jednej z gorszych dzielnic NY oczywiście w interesach. Zaparkowałem moje auto i czekałem na Paula. Po 15 minutach już mi się znudziło czekanie. Wsiadłem do auta i kiedy zapaliłem auto ujrzałem go wychodzącego zza rogu.
- Ile można na ciebie kurwa czekac?! Nie pomyliło ci się coś? To ty masz czekac na mnie a nie na odwrót!
- Wyluzuj Bieber, musiałem załatwic coś ważnego.
- Nie obchodzi mnie to. Następnym razem jak nie będziesz tu stał to po prostu odjadę i nie dostaniesz tego co chcesz, rozumiesz? - Zbliżyłem się do niego, żeby wiedział, że jestem poważny.
- No nie wiem, to tobie zależy na zysku. - Powiedział to ze swoim idiotycznym uśmieszkiem.
- No na twoim miejscu nie był bym taki pewny, mnie chodzi o zysk a tobie o dobry towar. Ty wiesz, że mój towar jest pewniakiem i mało kto taki ma, a ja natomiast takich idiotów cpających znajdę wszędzie. Czyli sumując to ty wyjdziesz na tym mniej korzystnie niż ja. - Paul spoważniał. - A no i jeszcze jedno – Dostał ode mnie jednego mocnego strzała w gębę – A to żebyś zapamiętał z kim się nie zadziera. - Splunąłem i wszedłem do auta.
Kiedy przyjechałem do domu wszyscy już spali, więc po cichu przemknąłem się do mojego pokoju. Położyłem się i dośc szybko zasnąłem.
Rano jak zwykle nie mogłem się zebrac, ale przyszedł Jaxon.
- Justin wstawaj! Mama zrobiła naleśniki na śniadanie! - Dzieciak skakał po mnie.
- Tak, Jaxo już wstaje, daj mi chwilę. - Przeciągnąłem się i przetarłem oczy, dla lepszego widoku.
- Dobra chodź już – Mój kochany brat zaczął ciągnąc mnie za rękę.
- Idę, idę... - snułem się za nim, po drodze potykając się o rozwalonego na przedpokoju buta mojej kochanej siostrzyczki.
- Jesteśmy! - zawołał.
- Dzień dobry mamo – pocałowałem ją w policzek – Dzień dobry tato i hej Jazmyn. - Pomachałem im.
- Cześc słońce – mama podała mi talerz z jedzeniem.
Po śniadaniu zawiozłem Jacksona do szkoły i potem sam pojechałem do swojej. Po drodze zgarnąłem jeszcze Ryana, jego auto jest w naprawie, a powiedziałem mu że to ja mu naprawie fure, to nie... no to łaski bez.
- Siema, jak tam?
- Siema, a dobrze, a co u ciebie? Jak tam twój wózek?
- A dobrze, jutro go odbieram. Ale w chuj kasy biorą, na szczęście rodzice płacą.
- To luz.
Kiedy dojechaliśmy pod szkołę stali tam już Chaz i Chris. Przywitaliśmy się z nimi i po ok 10 minutach przyjechała Natalia. Ryan szturchnął mnie ręką na znak, że przyjechała, kiwnąłem mu głową, że zauważyłem.
- Oho, patrzcie kto przyjechał – powiedział Chris.
- No znowu się szmata będzie rzucała – dodał Chaz. Jak tylko usłyszałem miałem ochotę mu coś powiedzieć, ale musiałem się powstrzymac, zacisnąłem tylko dłonie w pięści.
- No działaj stary. - Z uśmieszkiem popatrzył się na mnie Chaz.
- A czym ja do kurwy nędzy jestem? Jak masz ochotę się pokłócic to idź i sam otwórz gębę, a nie mnie karzesz to robic. Ja robie to na co mam ochotę i nie mam zamiaru się z nikim teraz kłócic. Kumasz? - Skoro nie mogłem mu wpieprzyc to przynajmniej się wydarłem na niego.
- Cholera stary spokojnie. Zawsze jakoś bez problemu do niej szedłeś i potem się z niej śmialiśmy.
- Ale nie teraz okej?
- Czyżby coś w tej sprawie się zmieniło – podejrzanym wzrokiem popatrzył się na mnie Chaz.
- Stary pojebało cie? - Odezwałem się, jednocześnie zauważyłem jak Natalia wysiada z auta. Spojrzała na mnie, a ja na nią. Jej wyraz twarzy nie był zbyt miły i raczej nie mówił '' O jak miło cię widziec'' raczej to było coś w stylu ''spieprzaj dziadu''.

Po pierwszej lekcji poszedłem do swojej szafki, po książki na następną lekcje, a mianowicie historię. Czyli cała, jedna długa lekcja z pieprzoną wojną 13-letnią. Zawsze mi się przysypia na tej lekcji. Kiedy szedłem do mojej szafki, zauważyłem Natalie stojącą przy swojej. Kiedy mnie zobaczyła przewróciła tylko oczami.
- Nie chce mi się z tobą kłócic, więc daruj sobie Bieber – odezwała się do mnie.
- Ale ja nawet nie miałem tego w zamiarach. Zluzuj Smith. Sorry po prostu jestem już zmęczony tymi ciągłymi kłótniami.
- Ja też, ale po prostu nie chce znajdowac się w pobliżu ciebie, bo mnie wkurzasz.
- Ehhh. Dobra nieważne – wziąłem swoje książki i po prostu odszedłem.

Był lunch i jak zwykle byłem z chłopakami na naszym miejscu na powietrzu, ale nie było z nami Luka...
- Pewnie jest z Natalią. - Powiedział Chaz, biorąc gryza swojego wielkiego burgera. Boże on bierze je codziennie, to jest dziwne.
- No, oni będą razem, zobaczycie. Ślini się na nią jak tylko ona pojawia się w pobliżu. - Tym razem głos zabrał Cody, jego najlepszy kumpel. On natomiast ślinił się na widok jej kumpeli Broke z niej też jest niezła laska.
Jednak na horyzoncie pojawiła się Bella, przyjaciółka Natalii i tej Broke, ale czemu ona jest sama. Zawsze one chodzą wszystkie razem. Zaczęła iśc w naszą stronę, co jest grane?
- Emm hej Justin...- Była niepewna. Czemu ona w ogóle do mnie zagadała? Wygląda w sumie całkiem nieźle, czerwona prosta sukienka z czarnymi balerinkami i rozpuszczone blond włosy.
- No cześc, co jest? - Zapytałem.
- Byłeś wczoraj na biologii? - CO?! Nie było mnie, ale nie powiem jej tego no bo po co jej to wiedziec.
- A po co ci to wiedziec?
- No bo ja miałam biologie i pan Colman powiedział, że ponieważ Amanda się wyprowadza to ja będę z tobą w parze na projekcie z biologii. - No to się nie pobawię z Amandą...a zapowiadało się tak dobrze.
- Spoko – powiedziałem to tonem olewającym, żeby nie myślała, że mnie to obchodzi.
- No to wypadało by się dziś spotkac, bo mamy trochę do nadrobienia – Uśmiechnęła się głupkowato.
- Ta jasne to niech będzie...
- U mnie – Przerwała mi.
- Spoko, będę o 16. Tylko podaj mi adres.
- Proszę - podała mi kartkę z adresem i odeszła.

_______________________________________________
Rozdział dodałam troszkę wcześniej niż planowałam. Ale niestety musze Was zmartwic, ale następny będzie dopiero w następną sobotę, bo mam strasznie dużo nauki plus we środe jade na słowacje na zawody i wracam we czwartek wieczorem no a w piątek mam niestety zajęcia dodatkowe i wróce późno do domku ;/
Dodatkowo miło mi że tak komentujecie, to jest bardzo motywujące :D dlatego też prosze Was CZYTASZ = KOMENTYJESZ :D

Jak ktoś chce byc informowany w jaki kolwiek sposób to pisac w zakładce informowani :D 

4 komentarze:

  1. Ach. Pierwsza :)
    Rozdział super, ale mam nadzieję, że w następnym wydarzy się coś więcej.
    Nasz Justin chyba mięknie dla Natalii... ;) czekam nn
    / @PoliShSWaG_

    OdpowiedzUsuń
  2. czekam na NN..
    cuudny <3

    OdpowiedzUsuń
  3. o jesu jaki boski rozdział
    czekam na NN, oby był szybko naprawdę nie mogę się doczekać, dodaj dzisiaj proszę

    OdpowiedzUsuń