Natalia
Cały tydzień był fantastyczny. W piętek ja, Luke, Broke i Cody poszliśmy do kina na komedie, więc było zabawnie. Po wyjściu z kina mój chłopak dostał sms'a i po jego odczytaniu trochę jakby jego entuzjazm opadł. - Coś się stało? - Zapytałam lekko zaniepokojona jego wyrazem twarzy.
- Nie, wszystko jest okej. - Odpowiedział starając się zamaskowac złośc...tak to była złośc.
- Ej ale ja widzę, że coś jest nie tak, możesz mi powiedziec?
- Boże Natalia jesteś męcząca wiesz o tym? - Czy ja się oby nie przesłyszałam?
- Jestem co?
- Przepraszam, nie chciałem... - nie dałam mu dokończyc.
- Dobrze to skoro jestem męcząca to już schodzę ci z widoku.
- Natalia!
- Nie idź za mną! - Krzyknęłam i weszłam do mojego auta i zamknęłam za sobą drzwi.
Otworzyłam tylko okno żeby pożegnac się z przyjaciółką. - To pa Broke do zobaczenia jutro wieczorem u mnie.
Zamknęłam okno, nie zwracając uwagi na Luka. Odpaliłam auto i odjechałam. Byłam na niego po prostu wkurzona. Jechałam w pełnym zamyśleniu przez całe miasto. Nagle moje myśli utkwiły przy Justinie. Cały tydzień jakby mnie unikał. Nie wiem czy wie o tym, że jestem z Lukiem. Chciała bym wiedziec co on o tym sądzi. Tak wiem, dziwnie to zabrzmiało...nie powinnam chciec, mnie w ogóle nie powinno to interesowac. To co on myśli o mnie powinnam mieć głęboko gdzieś, a jednak tak nie jest. Od jakiegoś czasu on się naprawdę stara o to żebym mu zaufała, no ale zaraz potem szybko to niszczy i znowu się kłócimy.
Tamtego wieczoru kiedy po raz pierwszy byłam na randce z Lukiem była okropna burza, a Juss stał w oknie kompletnie przemoczony z pizzą w ręku. Przyszedł bo wiedział, jak cholernie boję się burzy, przyszedł pomimo tego, że pewnie miał coś ważniejszego do roboty. Był ze mną i czekał aż spokojnie nie zasnę, a potem po prostu wyszedł, a ja głupia na drugi dzień nie załapałam tego że skoro to była udawana kłótnia to on nie miał na myśli tego co powiedział, a ja i tak się wkurzyłam i na niego naskoczyła.
Albo kiedy zabrał mnie do fabryki, żebym go choc troszkę poznała. Wtedy jak przechodziliśmy przez tą fabrykę gdzie było ciemno jak w dupie. Gdzie nic nie było widac. Bez zastanowienia po prostu podałam mu rękę i z nim szłam a wiadomo faceci tacy jak on to mogli by nawet i zgwałcic taką naiwną dziewczynę jak ja. Ale ja w tamtym momencie w ogóle się nie zastanawiałam nad tym. Odruchowo mu zaufałam, może to coś znaczy...nie wiem.
Czemu moje myśli popłynęły ze złości na Luka aż do Justina? Z mojego chłopaka do mojego emm...wroga?
Z zamyślenia wyciągnął mnie widok mojego domu, zaparkowałam w wyznaczonym miejscu, zgasiłam auto i wyszłam ze środka, następnie zamykając. Weszłam do domu i od razu przywitała mnie moja siostra – Cześc! Jak było?
- Cześc Carly, fajnie, film był...był śmieszny. - Taaa to jedyne co w tej sytuacji mogłam powiedziec. Byłam jakby w transie, nawet w pierwszej chwili nie zauważyłam, że rodziców jeszcze nie było, a Carly jeszcze nie spała. - Ej zaraz a tak w ogóle to jest godzina 22 możesz mi powiedziec czemu jeszcze nie śpisz? Gdzie są rodzice i Fillip? - Za dużo pytań jak na mały rozumek mojej 6-letniej siostrzyczki.
- Emm...Ja nie śpie bo mi się nie chce, więc postanowiłam na ciebie poczekac bo chce żebyś przeczytała mi bajkę, a jakie było to drugie pytanie?
- Haha, gdzie są rodzice i Fillip? - powtórzyłam pytanie patrząc się na Carly stojącą w różowej piżamce i swoich różowych kapciach.
- Rodzice w pracy powiedzieli, że wrócą późno w nocy, a Fillip u siebie w pokoju uczy się. - Odpowiedziała, uśmiechając się do mnie.
- No dobrze, to maszeruj do łóżka, ja tylko pójdę do naszego starszego brata i powiem mu, że już jestem. - Carly zrobiła to o co ją poprosiłam, poszła na górę, a ja weszłam do pokoju Fillipa. - Hej, ja już jestem jak coś i idę spac.
- A jak było? - Podniósł swoją głowę tak żeby na mnie spojrzec.
- Aa nawet spoko, film był całkiem śmieszny. - powiedziałam o filmie, chodź wiedziałam, że jemu chodziło o to jak mi się układa z Lukiem. Nie chciałam powiedziec mu, że się pokłóciliśmy bo zaczęli byśmy rozmawiac na ten temat a ja nie chce odciągac go od nauki, a tak poza tym od kiedy mam chłopaka mniej się kłócimy, Fillip bardzo poważnie do tego podszedł i stara mi się pomagac.
- No ale jak tam z Lukiem?
- Oj a jak ma byc, wiesz, że jak by było źle to bym do ciebie przyszła. A poza tym idę do Carly bo nie śpi.
- Co jak to? Przecież ją kładłem spac!
- Ale ona czekała na mnie – Zaśmiałam się a on zaraz po mnie i wyszłam z pokoju czując wielką ulgę. Poszłam do pokoju Carly, aby przeczytac jej bajkę.
- Hej żabko, leżysz już?
- Tak, chodź wybrałam kopciuszka. - poklepała miejsce obok siebie.
- No dobrze a więc tak – usadowiłam się koło Carly, obejmując ją jedną ręką, a drugą trzymałam książkę – Dawno, dawno temu żyła sobie dziewczyna....
~*~
- Koniec. - Kiedy skończyłam, Carly spała, a ja delikatnie wstałam i przykryłam ją, żeby nie zmarzła w nocy. Wyszłam z jej pokoju i poszłam w kierunku mojego. Była już 22.45 a moich rodziców jeszcze nie było. No nic. Weszłam do siebie do pokoju było ciemno więc nic nie widziałam. Zapaliłam światło i podeszłam do biurka aby odstawic moją torebkę, potem poszłam do garderoby kiedy jednak mijałam okno zobaczyłam jakąś ciemną postac trzymającą się za głowę i jakby patrząca w moją stronę. Strasznie się przestraszyłam, prawie krzyknęłam upadłam na podłogę i poszłam za łóżko, a następnie w kierunku drzwi. Serce waliło mi jak głupie. Nagle nieznajomy zaczął pukac w okno i kiedy już chciałam krzyknąc usłyszałam jak woła '' To ja Justin!'' Powoli się uspokoiłam, ale dalej siedziałam przy drzwiach bez ruchu. Po chwili ponownie zawołał '' Otwórz mi, to ja Justin,wpuśc mnie!''. Jakoś nie mogłam uwierzyc Justin nie jest aż taki miły.
- Nieprawda! Udowodnij!
- Kurwa Smith otwieraj to okno, nie będę ci nic udowadniał! - Krzyknął, a ja już wiedziałam, że to on. Powoli podeszłam do okna, moje serce dalej waliło, ale przynajmniej wiedziałam, że to nie żaden morderca...choc z drugiej strony kto wie czym on się zajmuje. Otworzyłam je i wpuściłam Justina. Szybkim ruchem wszedł do pokoju i staną na samym środku – Boże wiesz ile ja na ciebie tu czekam! Już miałem iśc ale wiedziałem że ten kutas cię czymś wkurwi i przyjedziesz.
- Co proszę?! - Odwróciłam się do niego, ale kiedy go zobaczyłam nie obchodziło mnie co on powiedział tylko to co miał na twarzy. - Rany Boskie Justin ty krwawisz! - Podeszłam szybko do niego, jego twarz była pokrwawiona bluza też ale nie było aż tak widac bo była czarna. Dżinsy też były brudne.
- A to... tak, więc emmm pomożesz? - Zapytał lekko zakłopotany.
Wciągnęłam powietrze i kazałam mu usiąśc. Widok krwi zawsze mnie obrzydzał. Jednak teraz nie miałam nic do gadania muszę mu pomóc i tyle. Poszłam do łazienki po apteczkę, po chwili wyszłam z nią i usiadłam obok Justina.
- Pokaż mi to – Przyłożyłam swoje dłonie do jego, które naciskały na ranę, żeby krew nie lała się bardziej.
- Ugh... - zdjął ręce, a ja zobaczyłam dośc dużą ranę.
- Boże Justin to trzeba szyc.
- Nie, wierze w ciebie, dasz rade to jakoś opatrzec. - Nie rozumiem czemu nie chce iśc do szpitala.
- Ale to nie wygląda dobrze...- dalej nalegałam.
- Nie, to mój wybór i nie chce tam iśc.
- Ale może wdac się zakażenie i co wtedy?
- Kurwa, zajmiesz się tym czy nie? A zresztą po co pytam. Nie potrzebnie w ogóle przyjeżdżałem. Na razie... - Wstał z łóżka, wtedy ja pociągnęłam go za nadgarstek przez co usiadł – Dobra nie marudź już, tylko pokaż mi to jeszcze raz. - Wzięłam gazę i wodę utlenioną – Okej teraz może troszkę zapiec – Justin przytaknął, a ja jedną ręką niestety musiałam mu przytszymac włosy które niby były ułożone tak aby stały, ale musiałam je przytrzymac, żeby mi nie przeszkadzały – Ej ale bez dotykania włosów! - oburzył się.
- Słuchaj, zachowujesz się jak ciota w tym momencie. Ogarnij dupę i się zamknij na chwilę! - Nie wytrzymałam, Justin się wycofał i zamknął tak jak go prosiłam. Przyłożyłam namoczoną gazę to jego rany. Najpierw tylko czyściłam ranę na czole dookoła, jednak chcąc nie chcąc musiałam mu zajechac przez co troszkę się skrzywił.
- Dobra teraz rana, gotowy?
- Tak, nie jestem małym dzieckiem. - Przewrócił oczami.
- e-ee..przewróciłeś na mnie oczami, zły ruch. - w tym momencie przejechałam gazą po jego ranie, nie przejmując się, że zaboli.
- Ja pierdole, kurwa mac! Co ty do kurwy nędzy robisz?! - złapał się za okolice rany, żeby zniwelowac ból. Uśmiechnęłam się z satysfakcją.
- pomagam ci nie widac? A poza tym nie drzyjsie bo nie jestem sama w domu. - Justin przewrócił oczami i usiadł z powrotem, a ja się zaśmiałam.
- I z czego się śmiejesz? - Zapytał, lekko wkurzony.
- Z ciebie, panikujesz, jak małe dziecko.
- Nie moja wina, że to kurewsko bolało – On też się zaśmiał.
- Okej, teraz będę delikatna. - Wstałam z łóżka i stanęłam naprzeciwko Justina – Kurde nic nie widzę – wtedy jego ręce oplotły mnie w talii i przyciągnął mnie do siebie tak, że usiadłam na nim okrakiem – Myślę, że tak będzie lepiej – odezwał się, z tym swoim perfidnym uśmieszkiem.
- Nieważne. - Zabrałam się do roboty i tym razem nie chciałam, żeby go bolało, dlatego zrobiłam to co robię zawsze jak Carly ma rane a ja jej muszę ją przemyc. Zbliżyłam usta do jego rany i zaczęłam dmuchac, jednocześnie przemywając mu tą ranę. Justin troszkę się krzywił, ale dał radę.
- Skończone – uśmiechnęłam się i przykleiłam mu jeden z opatrunków, które pewnie za chwile będę musiała zmienic. Zeszłam z niego i podeszłam do mojej szafki z ręcznikami. Wzięłam jeden z nich i poszłam do łazienki, namoczyłam go i porządnie wykręciłam. Podeszłam do Justina i ponownie stanęłam naprzeciwko niego, ale tym razem stałam. Jedną ręką chwyciłam za jego brodę zmuszając go aby podniósł troszkę głowę i zaczęłam wycierac pozostałości z krwi na jego twarzy, szyi i rękach. Cały czas patrzył się na mnie, w pewnym momencie nasze spojrzenia się spotkały.
- Dzięki. - jego głęboki głos przeniknął przez moje myśli.
- Nie ma sprawy – uśmiechnęłam się do niego. W pewnym momencie jego dłonie powędrowały na moje biodra i delikatnie mnie do siebie przyciągnął. Cały czas patrzyliśmy sobie głęboko w oczy. Po chwili Justin położył się na plecach, jednak nogi nadal miał zgięte, a stopami dotykał podłogi. Pociągnął mnie za sobą, tak, że wylądowałam na nim. Odłożyłam ręcznik na bok, po to abym mogła się opierac rękami o łóżko, żeby nie leżec na nim całkowicie. Byłam jak zahipnotyzowana, jego brązowe oczy były piękne, takie głębokie, usta malinowe i duże. Pomimo tej całej rany nadal wyglądał wspaniale.
W pewnym momencie te delikatne usta znalazły się na moich, ale tylko przez chwile, bo oderwałam się od niego, ale nie zeszłam – Co ty robisz? - zapytałam.
- Pokazuję, ci że Luke nie jest dla ciebie no i przy okazji dziękuję za opatrzenie mojej rany. - Uśmiechnął się. Jednak ja szybko z niego zeszłam – O co ci chodzi z tym Lukiem?
- O to, że to jest dupek i nie pasuje do ciebie.
- A od kiedy jesteś taki znawcą, co? - Byłam wkurzona.
- Nie jestem żadnym znawcą po prostu on nie jest taki za jakiego go masz.
- Tak? A możesz mi powiedziec, za kogo ja go mam? Bo jak ostatnio sprawdzałam to miałam go za mojego chłopaka którego kocham.
- Kochasz? Czyżby? Natalia ja ci tylko mówię, że nie powinnaś z nim być.
- Boże Justin możesz mi powiedziec, od kiedy ja cię tak obchodzę? Że się wtrącasz w moje strawy? - Zawsze mnie obchodziłaś. -moje oczy się rozszerzyły i zrobiło się niekomfortowo. - Emm...to ja już pójdę... - Powiedział i wstał.
- Nie, czekaj – Zatrzymałam go.
- Co?
- Znowu krwawisz – spuściłam wzrok z niego.
- Cholera jasna...
- Usiądź, coś na to poradzimy. - Powiedziałam. Wzięłam mokry ręcznik i zdjęłam opatrunek, rana nie chciała się zasklepic, co nie było zbyt dobre. Przyłożyłam ręcznik do jego rany i delikatnie usuwałam nadmiar krwi.
- Przepraszam. - Powiedział swoim wspaniałym głosem. Wiedziałam, że było mu głupio.
- Nie masz za co. Po prostu nie psuj mi tego, proszę cię. Znowu nastała cisza.
Kiedy ponowne założyłam mu opatrunek powiedziałam – Dobra skończone, jak to się powtórzy to zrób to co ja przed chwilą. Czyli ręcznik mokry - wytrzyj i załóż opatrunek.
- Okej, dzięki. - Justin wstał i podszedł do okna i odwrócił się do mnie ponownie – Mogę zadac ci jedno pytanie, które nurtuje mnie od jakiegoś czasu?
- Dawaj.
- Tyle osób trzyma się z daleka ode mnie, omijają mnie. No boją się mnie tak? A ty... Ty wręcz przeciwnie, stawiasz mi się, wykłócasz i wpuszczasz mnie do swojego pokoju. Czemu?
- Justin...jak mam być szczera to ja..ja nie wiem. Tak po prostu, może taki już mam charakter zadziorny, plus wiem, że pomimo tego jak mnie nienawidzisz lub emm nie nawidziłeś to nigdy byś mnie ani żadnej dziewczyny nie uderzył. Jednak trzymam się od ciebie z daleka z jednego powodu. Potrafisz bardzo boleśnie zranic człowieka psychicznie i ja nie chce cię do siebie dopuścic i tyle.
- Dobra na mnie już pora, dzięki jeszcze raz.
- Dobranoc Justin. - Wyszedł, a ma mojej twarzy pojawiły się łzy, nie wiedziec czemu tak po prostu stałam i płakałam. Coś w środku mnie pękło i nie mogło już więcej wytrzymac i po prostu puściło. Szybko jednak się pozbierałam i posprzątałam bałagan, a następnie poszłam się umyc.
Justin
Kurwa, ja ją naprawdę cholernie zraniłem. Jestem największym chujem na świecie. Ona nie boi się mnie w sposób że jej coś zrobię, że ją uderzę, tylko ona boi się że skrzywdzę ją psychicznie. Nie wiem co mam o tym myślec, po prostu nie wiem. Pojechał bym na szybki numerek, ale głowa cholernie mnie napierdala więc jadę do domu, żeby odpocząc.
Kiedy dojechałem do domu, zaparkowałem auto i wszedłem do domu. Wszyscy spali, więc po cichu poszedłem do łazienki. Rana ponownie przeciekała, więc zrobiłem to co kazała mi Natalia. Wziąłem ręcznik, zmoczyłem i zdjąłem przesiąknięty krwią opatrunek, przemyłem ranę i założyłem nowy. Następnie wszedłem pod prysznic, aby się zrelaksowac. Użyłem swojego żelu pod prysznic, następnie pokierowałem się do siebie do pokoju, aby położyc się na łóżku.
Nagle zadzwonił mi telefon. - Halo? - Odebrałem.
- Jak tam stary? Bo wyszedłeś w środku chaosu i nie wiem gdzie poszedłeś.
- Możemy pogadac o tym jutro? Nie mam teraz ochoty o tym rozmawiac.
- Rozumiem, że coś z rodzinką, zorientowali się?
- Nie, chodzi o...nieważne jutro.... - rozłączyłem się. Po chwili zasnąłem.
~*~
- Justin wstawaj! - Słyszałem Jazzmyn.
- Boże, co jest aż tak ważnego, że budzicie mnie o – Wziąłem telefon do ręki aby sprawdzic godzinę – O 10? Hm?
- Mama wyszła z tatą na zakupy, a ty masz iśc z Jaxonem na plac zabaw. - Powiedziała, po czym wyszła z pokoju. - Dobr...Nie czekaj! - Wyskoczyłem z łóżka jak strzała i poleciałem za nią.
- Nie! Nie! Ty miałaś z nim chodzic do parku, przecież! - Nie pójdę tam bo tam chodzi Natalia a nie chce jej po wczorajszej akcji widziec.
- No ale ja dziś wychodzę, a poza tym nie było umowy że co tydzień jestem pozbawiana życia osobistego przez pilnowanie młodszego brata, ty też musisz coś robic.
- Dobra, ale nie dziś! Pójdę z nim za tydzień! - Zacząłem ją jakoś przekonywac.
- Boże, co jest takiego w tym parku zabaw, że nie chcesz tam chodzic? - Zapytała, a ja nie wiedziałem co jej odpowiedziec.
- Mam swoje zastrzeżenia co do tego placu i tyle.
- Taa jasne – przewróciła oczami – A czy to jedyny park do którego można z nim iśc? Nie, ogarnij się i po prostu idź z nim gdzie indziej.
- Ehh...dobra – W sumie dobry pomysł.
Zadzwoniłem do Ryana i umówiłem się, że zgarniemy go po drodze. Zebrałem się, po czym zjadłem śniadanie. No trochę mi to zajęło bo zrobiła się 12, ale w końcu wyjechaliśmy. Na szczęście miałem auto, bo rodzice pojechali autem mamy.
- Mam nadzieję, że na placu zabaw będzie Carly. - Zaczął Jaxon, a my z Ryanem zamarliśmy. On naprawdę polubił siostrę Natalii.
- Jaxo, nie jedziemy na ten plac zabaw, gdzie bawisz się z Carly, jedziemy gdzie indziej. - zacząłem mu tłumaczyc.
- Ale jak to? Ja nie chce! Tam są dzieci których nie znam i ja nie chce się tam z nimi bawic.
- Rany,Jaxon, zrozum mnie ja nie chce tam jechac, okej? Jesteśmy kumplami nie?
- No taaaak... - Przeciągnął ,,a''
- To zrób to dla mnie i zgódź się na inny plac zabaw. - spojrzałem na niego przez tylne lusterko.
- Ehhh...no dooobra. Ale ten jeden raz.
- Okej, dzięki. - Uśmiechnąłem się do brata, ale za to Ryan zaczął.
- Oho...czyżby wczoraj wydarzyło się coś o czym powinienem wiedziec? - Założył ręce na piersiach i patrzył się na mnie.
- Nie męcz, stary, potem, nie teraz. - Chłopak przytaknął i nastała cisza. Nienawidzę ciszy, dlatego włączyłem radio.
Kiedy dojechaliśmy na miejsce, wysiedliśmy z auta i poszliśmy alejkami w stronę placu zabaw. W pewnym momencie Jaxon zawołał. - Justin patrz! Natalia tam jest! - I mały pobiegł do niej. Widocznie nie tylko ja ją lubię.
- Natalia! - Zawołał.
- Jaxon! Cześc! - Przytuliła małego po czym wyprostowała się i przywitała się z nami, ale nie była sama, razem z nią był Luke i trzymał wielki bukiet kwiatów.
- Siema chłopaki – przywitaliśmy się z nim.
- Siema.
Ja i Natalia patrzyliśmy się na siebie niepewnie, po chwili powiedziałem do Jaxona – To co idziemy na ten plac zabaw?
- Taaak! Idziecie z nami? - zwrócił się do nich obojga.
- Może innym razem Jaxo – odpowiedziała Natalia.
- No dobra. - odpowiedział troszkę zrezygnowany – Ale za tydzień spotkamy się tak jak kiedyś we m4 na placu zabaw tam gdzie zawsze dobrze? - Zapytał z nadzieją.
- Hehe, dobrze, dobrze, powiem Carly, na pewno się ucieszy.- Natalia się uśmiechnęła.
- Huura!
- Dobra idziemy, trzymajcie się – powiedziałem i poszliśmy, trzymałem moje wkurwienie na wodzy, bo nie mogłem pozwolic aby mój brat mnie widział w taki stanie.
- Spokojnie, nie męczę cię. - Powiedział Ryan.
Doszliśmy na plac zabaw i my we 2 usiedliśmy na ławce a młody poszedł się bawic.
- Dobra bo nie mogę tego już trzymac, wczoraj po bójce na wyścigach pojechałem do niej.
______________________________________
Tak też więc jest rozdział :D Mam nadzieję ze wam się podoba :D KOMENTUJCIE proooszę :*
A poza tym to strzałka na prawo i klikamy Request i Believe bd u nas!! <3 http://www.justinbieberbelieve.com/
Jak ktoś chce byc informowany o nowych rozdziałach to podawajcie swoje kontakty na tt czy cokolwiek innego :D
Cały tydzień był fantastyczny. W piętek ja, Luke, Broke i Cody poszliśmy do kina na komedie, więc było zabawnie. Po wyjściu z kina mój chłopak dostał sms'a i po jego odczytaniu trochę jakby jego entuzjazm opadł. - Coś się stało? - Zapytałam lekko zaniepokojona jego wyrazem twarzy.
- Nie, wszystko jest okej. - Odpowiedział starając się zamaskowac złośc...tak to była złośc.
- Ej ale ja widzę, że coś jest nie tak, możesz mi powiedziec?
- Boże Natalia jesteś męcząca wiesz o tym? - Czy ja się oby nie przesłyszałam?
- Jestem co?
- Przepraszam, nie chciałem... - nie dałam mu dokończyc.
- Dobrze to skoro jestem męcząca to już schodzę ci z widoku.
- Natalia!
- Nie idź za mną! - Krzyknęłam i weszłam do mojego auta i zamknęłam za sobą drzwi.
Otworzyłam tylko okno żeby pożegnac się z przyjaciółką. - To pa Broke do zobaczenia jutro wieczorem u mnie.
Zamknęłam okno, nie zwracając uwagi na Luka. Odpaliłam auto i odjechałam. Byłam na niego po prostu wkurzona. Jechałam w pełnym zamyśleniu przez całe miasto. Nagle moje myśli utkwiły przy Justinie. Cały tydzień jakby mnie unikał. Nie wiem czy wie o tym, że jestem z Lukiem. Chciała bym wiedziec co on o tym sądzi. Tak wiem, dziwnie to zabrzmiało...nie powinnam chciec, mnie w ogóle nie powinno to interesowac. To co on myśli o mnie powinnam mieć głęboko gdzieś, a jednak tak nie jest. Od jakiegoś czasu on się naprawdę stara o to żebym mu zaufała, no ale zaraz potem szybko to niszczy i znowu się kłócimy.
Tamtego wieczoru kiedy po raz pierwszy byłam na randce z Lukiem była okropna burza, a Juss stał w oknie kompletnie przemoczony z pizzą w ręku. Przyszedł bo wiedział, jak cholernie boję się burzy, przyszedł pomimo tego, że pewnie miał coś ważniejszego do roboty. Był ze mną i czekał aż spokojnie nie zasnę, a potem po prostu wyszedł, a ja głupia na drugi dzień nie załapałam tego że skoro to była udawana kłótnia to on nie miał na myśli tego co powiedział, a ja i tak się wkurzyłam i na niego naskoczyła.
Albo kiedy zabrał mnie do fabryki, żebym go choc troszkę poznała. Wtedy jak przechodziliśmy przez tą fabrykę gdzie było ciemno jak w dupie. Gdzie nic nie było widac. Bez zastanowienia po prostu podałam mu rękę i z nim szłam a wiadomo faceci tacy jak on to mogli by nawet i zgwałcic taką naiwną dziewczynę jak ja. Ale ja w tamtym momencie w ogóle się nie zastanawiałam nad tym. Odruchowo mu zaufałam, może to coś znaczy...nie wiem.
Czemu moje myśli popłynęły ze złości na Luka aż do Justina? Z mojego chłopaka do mojego emm...wroga?
Z zamyślenia wyciągnął mnie widok mojego domu, zaparkowałam w wyznaczonym miejscu, zgasiłam auto i wyszłam ze środka, następnie zamykając. Weszłam do domu i od razu przywitała mnie moja siostra – Cześc! Jak było?
- Cześc Carly, fajnie, film był...był śmieszny. - Taaa to jedyne co w tej sytuacji mogłam powiedziec. Byłam jakby w transie, nawet w pierwszej chwili nie zauważyłam, że rodziców jeszcze nie było, a Carly jeszcze nie spała. - Ej zaraz a tak w ogóle to jest godzina 22 możesz mi powiedziec czemu jeszcze nie śpisz? Gdzie są rodzice i Fillip? - Za dużo pytań jak na mały rozumek mojej 6-letniej siostrzyczki.
- Emm...Ja nie śpie bo mi się nie chce, więc postanowiłam na ciebie poczekac bo chce żebyś przeczytała mi bajkę, a jakie było to drugie pytanie?
- Haha, gdzie są rodzice i Fillip? - powtórzyłam pytanie patrząc się na Carly stojącą w różowej piżamce i swoich różowych kapciach.
- Rodzice w pracy powiedzieli, że wrócą późno w nocy, a Fillip u siebie w pokoju uczy się. - Odpowiedziała, uśmiechając się do mnie.
- No dobrze, to maszeruj do łóżka, ja tylko pójdę do naszego starszego brata i powiem mu, że już jestem. - Carly zrobiła to o co ją poprosiłam, poszła na górę, a ja weszłam do pokoju Fillipa. - Hej, ja już jestem jak coś i idę spac.
- A jak było? - Podniósł swoją głowę tak żeby na mnie spojrzec.
- Aa nawet spoko, film był całkiem śmieszny. - powiedziałam o filmie, chodź wiedziałam, że jemu chodziło o to jak mi się układa z Lukiem. Nie chciałam powiedziec mu, że się pokłóciliśmy bo zaczęli byśmy rozmawiac na ten temat a ja nie chce odciągac go od nauki, a tak poza tym od kiedy mam chłopaka mniej się kłócimy, Fillip bardzo poważnie do tego podszedł i stara mi się pomagac.
- No ale jak tam z Lukiem?
- Oj a jak ma byc, wiesz, że jak by było źle to bym do ciebie przyszła. A poza tym idę do Carly bo nie śpi.
- Co jak to? Przecież ją kładłem spac!
- Ale ona czekała na mnie – Zaśmiałam się a on zaraz po mnie i wyszłam z pokoju czując wielką ulgę. Poszłam do pokoju Carly, aby przeczytac jej bajkę.
- Hej żabko, leżysz już?
- Tak, chodź wybrałam kopciuszka. - poklepała miejsce obok siebie.
- No dobrze a więc tak – usadowiłam się koło Carly, obejmując ją jedną ręką, a drugą trzymałam książkę – Dawno, dawno temu żyła sobie dziewczyna....
~*~
- Koniec. - Kiedy skończyłam, Carly spała, a ja delikatnie wstałam i przykryłam ją, żeby nie zmarzła w nocy. Wyszłam z jej pokoju i poszłam w kierunku mojego. Była już 22.45 a moich rodziców jeszcze nie było. No nic. Weszłam do siebie do pokoju było ciemno więc nic nie widziałam. Zapaliłam światło i podeszłam do biurka aby odstawic moją torebkę, potem poszłam do garderoby kiedy jednak mijałam okno zobaczyłam jakąś ciemną postac trzymającą się za głowę i jakby patrząca w moją stronę. Strasznie się przestraszyłam, prawie krzyknęłam upadłam na podłogę i poszłam za łóżko, a następnie w kierunku drzwi. Serce waliło mi jak głupie. Nagle nieznajomy zaczął pukac w okno i kiedy już chciałam krzyknąc usłyszałam jak woła '' To ja Justin!'' Powoli się uspokoiłam, ale dalej siedziałam przy drzwiach bez ruchu. Po chwili ponownie zawołał '' Otwórz mi, to ja Justin,wpuśc mnie!''. Jakoś nie mogłam uwierzyc Justin nie jest aż taki miły.
- Nieprawda! Udowodnij!
- Kurwa Smith otwieraj to okno, nie będę ci nic udowadniał! - Krzyknął, a ja już wiedziałam, że to on. Powoli podeszłam do okna, moje serce dalej waliło, ale przynajmniej wiedziałam, że to nie żaden morderca...choc z drugiej strony kto wie czym on się zajmuje. Otworzyłam je i wpuściłam Justina. Szybkim ruchem wszedł do pokoju i staną na samym środku – Boże wiesz ile ja na ciebie tu czekam! Już miałem iśc ale wiedziałem że ten kutas cię czymś wkurwi i przyjedziesz.
- Co proszę?! - Odwróciłam się do niego, ale kiedy go zobaczyłam nie obchodziło mnie co on powiedział tylko to co miał na twarzy. - Rany Boskie Justin ty krwawisz! - Podeszłam szybko do niego, jego twarz była pokrwawiona bluza też ale nie było aż tak widac bo była czarna. Dżinsy też były brudne.
- A to... tak, więc emmm pomożesz? - Zapytał lekko zakłopotany.
Wciągnęłam powietrze i kazałam mu usiąśc. Widok krwi zawsze mnie obrzydzał. Jednak teraz nie miałam nic do gadania muszę mu pomóc i tyle. Poszłam do łazienki po apteczkę, po chwili wyszłam z nią i usiadłam obok Justina.
- Pokaż mi to – Przyłożyłam swoje dłonie do jego, które naciskały na ranę, żeby krew nie lała się bardziej.
- Ugh... - zdjął ręce, a ja zobaczyłam dośc dużą ranę.
- Boże Justin to trzeba szyc.
- Nie, wierze w ciebie, dasz rade to jakoś opatrzec. - Nie rozumiem czemu nie chce iśc do szpitala.
- Ale to nie wygląda dobrze...- dalej nalegałam.
- Nie, to mój wybór i nie chce tam iśc.
- Ale może wdac się zakażenie i co wtedy?
- Kurwa, zajmiesz się tym czy nie? A zresztą po co pytam. Nie potrzebnie w ogóle przyjeżdżałem. Na razie... - Wstał z łóżka, wtedy ja pociągnęłam go za nadgarstek przez co usiadł – Dobra nie marudź już, tylko pokaż mi to jeszcze raz. - Wzięłam gazę i wodę utlenioną – Okej teraz może troszkę zapiec – Justin przytaknął, a ja jedną ręką niestety musiałam mu przytszymac włosy które niby były ułożone tak aby stały, ale musiałam je przytrzymac, żeby mi nie przeszkadzały – Ej ale bez dotykania włosów! - oburzył się.
- Słuchaj, zachowujesz się jak ciota w tym momencie. Ogarnij dupę i się zamknij na chwilę! - Nie wytrzymałam, Justin się wycofał i zamknął tak jak go prosiłam. Przyłożyłam namoczoną gazę to jego rany. Najpierw tylko czyściłam ranę na czole dookoła, jednak chcąc nie chcąc musiałam mu zajechac przez co troszkę się skrzywił.
- Dobra teraz rana, gotowy?
- Tak, nie jestem małym dzieckiem. - Przewrócił oczami.
- e-ee..przewróciłeś na mnie oczami, zły ruch. - w tym momencie przejechałam gazą po jego ranie, nie przejmując się, że zaboli.
- Ja pierdole, kurwa mac! Co ty do kurwy nędzy robisz?! - złapał się za okolice rany, żeby zniwelowac ból. Uśmiechnęłam się z satysfakcją.
- pomagam ci nie widac? A poza tym nie drzyjsie bo nie jestem sama w domu. - Justin przewrócił oczami i usiadł z powrotem, a ja się zaśmiałam.
- I z czego się śmiejesz? - Zapytał, lekko wkurzony.
- Z ciebie, panikujesz, jak małe dziecko.
- Nie moja wina, że to kurewsko bolało – On też się zaśmiał.
- Okej, teraz będę delikatna. - Wstałam z łóżka i stanęłam naprzeciwko Justina – Kurde nic nie widzę – wtedy jego ręce oplotły mnie w talii i przyciągnął mnie do siebie tak, że usiadłam na nim okrakiem – Myślę, że tak będzie lepiej – odezwał się, z tym swoim perfidnym uśmieszkiem.
- Nieważne. - Zabrałam się do roboty i tym razem nie chciałam, żeby go bolało, dlatego zrobiłam to co robię zawsze jak Carly ma rane a ja jej muszę ją przemyc. Zbliżyłam usta do jego rany i zaczęłam dmuchac, jednocześnie przemywając mu tą ranę. Justin troszkę się krzywił, ale dał radę.
- Skończone – uśmiechnęłam się i przykleiłam mu jeden z opatrunków, które pewnie za chwile będę musiała zmienic. Zeszłam z niego i podeszłam do mojej szafki z ręcznikami. Wzięłam jeden z nich i poszłam do łazienki, namoczyłam go i porządnie wykręciłam. Podeszłam do Justina i ponownie stanęłam naprzeciwko niego, ale tym razem stałam. Jedną ręką chwyciłam za jego brodę zmuszając go aby podniósł troszkę głowę i zaczęłam wycierac pozostałości z krwi na jego twarzy, szyi i rękach. Cały czas patrzył się na mnie, w pewnym momencie nasze spojrzenia się spotkały.
- Dzięki. - jego głęboki głos przeniknął przez moje myśli.
- Nie ma sprawy – uśmiechnęłam się do niego. W pewnym momencie jego dłonie powędrowały na moje biodra i delikatnie mnie do siebie przyciągnął. Cały czas patrzyliśmy sobie głęboko w oczy. Po chwili Justin położył się na plecach, jednak nogi nadal miał zgięte, a stopami dotykał podłogi. Pociągnął mnie za sobą, tak, że wylądowałam na nim. Odłożyłam ręcznik na bok, po to abym mogła się opierac rękami o łóżko, żeby nie leżec na nim całkowicie. Byłam jak zahipnotyzowana, jego brązowe oczy były piękne, takie głębokie, usta malinowe i duże. Pomimo tej całej rany nadal wyglądał wspaniale.
W pewnym momencie te delikatne usta znalazły się na moich, ale tylko przez chwile, bo oderwałam się od niego, ale nie zeszłam – Co ty robisz? - zapytałam.
- Pokazuję, ci że Luke nie jest dla ciebie no i przy okazji dziękuję za opatrzenie mojej rany. - Uśmiechnął się. Jednak ja szybko z niego zeszłam – O co ci chodzi z tym Lukiem?
- O to, że to jest dupek i nie pasuje do ciebie.
- A od kiedy jesteś taki znawcą, co? - Byłam wkurzona.
- Nie jestem żadnym znawcą po prostu on nie jest taki za jakiego go masz.
- Tak? A możesz mi powiedziec, za kogo ja go mam? Bo jak ostatnio sprawdzałam to miałam go za mojego chłopaka którego kocham.
- Kochasz? Czyżby? Natalia ja ci tylko mówię, że nie powinnaś z nim być.
- Boże Justin możesz mi powiedziec, od kiedy ja cię tak obchodzę? Że się wtrącasz w moje strawy? - Zawsze mnie obchodziłaś. -moje oczy się rozszerzyły i zrobiło się niekomfortowo. - Emm...to ja już pójdę... - Powiedział i wstał.
- Nie, czekaj – Zatrzymałam go.
- Co?
- Znowu krwawisz – spuściłam wzrok z niego.
- Cholera jasna...
- Usiądź, coś na to poradzimy. - Powiedziałam. Wzięłam mokry ręcznik i zdjęłam opatrunek, rana nie chciała się zasklepic, co nie było zbyt dobre. Przyłożyłam ręcznik do jego rany i delikatnie usuwałam nadmiar krwi.
- Przepraszam. - Powiedział swoim wspaniałym głosem. Wiedziałam, że było mu głupio.
- Nie masz za co. Po prostu nie psuj mi tego, proszę cię. Znowu nastała cisza.
Kiedy ponowne założyłam mu opatrunek powiedziałam – Dobra skończone, jak to się powtórzy to zrób to co ja przed chwilą. Czyli ręcznik mokry - wytrzyj i załóż opatrunek.
- Okej, dzięki. - Justin wstał i podszedł do okna i odwrócił się do mnie ponownie – Mogę zadac ci jedno pytanie, które nurtuje mnie od jakiegoś czasu?
- Dawaj.
- Tyle osób trzyma się z daleka ode mnie, omijają mnie. No boją się mnie tak? A ty... Ty wręcz przeciwnie, stawiasz mi się, wykłócasz i wpuszczasz mnie do swojego pokoju. Czemu?
- Justin...jak mam być szczera to ja..ja nie wiem. Tak po prostu, może taki już mam charakter zadziorny, plus wiem, że pomimo tego jak mnie nienawidzisz lub emm nie nawidziłeś to nigdy byś mnie ani żadnej dziewczyny nie uderzył. Jednak trzymam się od ciebie z daleka z jednego powodu. Potrafisz bardzo boleśnie zranic człowieka psychicznie i ja nie chce cię do siebie dopuścic i tyle.
- Dobra na mnie już pora, dzięki jeszcze raz.
- Dobranoc Justin. - Wyszedł, a ma mojej twarzy pojawiły się łzy, nie wiedziec czemu tak po prostu stałam i płakałam. Coś w środku mnie pękło i nie mogło już więcej wytrzymac i po prostu puściło. Szybko jednak się pozbierałam i posprzątałam bałagan, a następnie poszłam się umyc.
Justin
Kurwa, ja ją naprawdę cholernie zraniłem. Jestem największym chujem na świecie. Ona nie boi się mnie w sposób że jej coś zrobię, że ją uderzę, tylko ona boi się że skrzywdzę ją psychicznie. Nie wiem co mam o tym myślec, po prostu nie wiem. Pojechał bym na szybki numerek, ale głowa cholernie mnie napierdala więc jadę do domu, żeby odpocząc.
Kiedy dojechałem do domu, zaparkowałem auto i wszedłem do domu. Wszyscy spali, więc po cichu poszedłem do łazienki. Rana ponownie przeciekała, więc zrobiłem to co kazała mi Natalia. Wziąłem ręcznik, zmoczyłem i zdjąłem przesiąknięty krwią opatrunek, przemyłem ranę i założyłem nowy. Następnie wszedłem pod prysznic, aby się zrelaksowac. Użyłem swojego żelu pod prysznic, następnie pokierowałem się do siebie do pokoju, aby położyc się na łóżku.
Nagle zadzwonił mi telefon. - Halo? - Odebrałem.
- Jak tam stary? Bo wyszedłeś w środku chaosu i nie wiem gdzie poszedłeś.
- Możemy pogadac o tym jutro? Nie mam teraz ochoty o tym rozmawiac.
- Rozumiem, że coś z rodzinką, zorientowali się?
- Nie, chodzi o...nieważne jutro.... - rozłączyłem się. Po chwili zasnąłem.
~*~
- Justin wstawaj! - Słyszałem Jazzmyn.
- Boże, co jest aż tak ważnego, że budzicie mnie o – Wziąłem telefon do ręki aby sprawdzic godzinę – O 10? Hm?
- Mama wyszła z tatą na zakupy, a ty masz iśc z Jaxonem na plac zabaw. - Powiedziała, po czym wyszła z pokoju. - Dobr...Nie czekaj! - Wyskoczyłem z łóżka jak strzała i poleciałem za nią.
- Nie! Nie! Ty miałaś z nim chodzic do parku, przecież! - Nie pójdę tam bo tam chodzi Natalia a nie chce jej po wczorajszej akcji widziec.
- No ale ja dziś wychodzę, a poza tym nie było umowy że co tydzień jestem pozbawiana życia osobistego przez pilnowanie młodszego brata, ty też musisz coś robic.
- Dobra, ale nie dziś! Pójdę z nim za tydzień! - Zacząłem ją jakoś przekonywac.
- Boże, co jest takiego w tym parku zabaw, że nie chcesz tam chodzic? - Zapytała, a ja nie wiedziałem co jej odpowiedziec.
- Mam swoje zastrzeżenia co do tego placu i tyle.
- Taa jasne – przewróciła oczami – A czy to jedyny park do którego można z nim iśc? Nie, ogarnij się i po prostu idź z nim gdzie indziej.
- Ehh...dobra – W sumie dobry pomysł.
Zadzwoniłem do Ryana i umówiłem się, że zgarniemy go po drodze. Zebrałem się, po czym zjadłem śniadanie. No trochę mi to zajęło bo zrobiła się 12, ale w końcu wyjechaliśmy. Na szczęście miałem auto, bo rodzice pojechali autem mamy.
- Mam nadzieję, że na placu zabaw będzie Carly. - Zaczął Jaxon, a my z Ryanem zamarliśmy. On naprawdę polubił siostrę Natalii.
- Jaxo, nie jedziemy na ten plac zabaw, gdzie bawisz się z Carly, jedziemy gdzie indziej. - zacząłem mu tłumaczyc.
- Ale jak to? Ja nie chce! Tam są dzieci których nie znam i ja nie chce się tam z nimi bawic.
- Rany,Jaxon, zrozum mnie ja nie chce tam jechac, okej? Jesteśmy kumplami nie?
- No taaaak... - Przeciągnął ,,a''
- To zrób to dla mnie i zgódź się na inny plac zabaw. - spojrzałem na niego przez tylne lusterko.
- Ehhh...no dooobra. Ale ten jeden raz.
- Okej, dzięki. - Uśmiechnąłem się do brata, ale za to Ryan zaczął.
- Oho...czyżby wczoraj wydarzyło się coś o czym powinienem wiedziec? - Założył ręce na piersiach i patrzył się na mnie.
- Nie męcz, stary, potem, nie teraz. - Chłopak przytaknął i nastała cisza. Nienawidzę ciszy, dlatego włączyłem radio.
Kiedy dojechaliśmy na miejsce, wysiedliśmy z auta i poszliśmy alejkami w stronę placu zabaw. W pewnym momencie Jaxon zawołał. - Justin patrz! Natalia tam jest! - I mały pobiegł do niej. Widocznie nie tylko ja ją lubię.
- Natalia! - Zawołał.
- Jaxon! Cześc! - Przytuliła małego po czym wyprostowała się i przywitała się z nami, ale nie była sama, razem z nią był Luke i trzymał wielki bukiet kwiatów.
- Siema chłopaki – przywitaliśmy się z nim.
- Siema.
Ja i Natalia patrzyliśmy się na siebie niepewnie, po chwili powiedziałem do Jaxona – To co idziemy na ten plac zabaw?
- Taaak! Idziecie z nami? - zwrócił się do nich obojga.
- Może innym razem Jaxo – odpowiedziała Natalia.
- No dobra. - odpowiedział troszkę zrezygnowany – Ale za tydzień spotkamy się tak jak kiedyś we m4 na placu zabaw tam gdzie zawsze dobrze? - Zapytał z nadzieją.
- Hehe, dobrze, dobrze, powiem Carly, na pewno się ucieszy.- Natalia się uśmiechnęła.
- Huura!
- Dobra idziemy, trzymajcie się – powiedziałem i poszliśmy, trzymałem moje wkurwienie na wodzy, bo nie mogłem pozwolic aby mój brat mnie widział w taki stanie.
- Spokojnie, nie męczę cię. - Powiedział Ryan.
Doszliśmy na plac zabaw i my we 2 usiedliśmy na ławce a młody poszedł się bawic.
- Dobra bo nie mogę tego już trzymac, wczoraj po bójce na wyścigach pojechałem do niej.
______________________________________
Tak też więc jest rozdział :D Mam nadzieję ze wam się podoba :D KOMENTUJCIE proooszę :*
A poza tym to strzałka na prawo i klikamy Request i Believe bd u nas!! <3 http://www.justinbieberbelieve.com/
Jak ktoś chce byc informowany o nowych rozdziałach to podawajcie swoje kontakty na tt czy cokolwiek innego :D